czwartek, 5 września 2013

Rozdział I - Gdy uważa się, że to sen...

Oto tak przekładany rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że się spodoba. Gerald trochę mi nie wyszedł, noale. Następny rozdział pojawi się w czasie nieokreślonym, ponieważ ostatnio mam ograniczony dostęp do komputera. 

---------------

  - Pierwszą próbę przejdziesz w kuchni. Znajduje się ona na parterze, w prawym skrzydle domu. Ten pokój jest dla ciebie otwarty, dlatego świeci się w nim światło - tłumaczył Lalkarz. - Główna zasada tego domu jest prosta: tracisz życie, aby odzyskać wolność.

    - Że co? - wykrzyknęłam. Lalkarz jakby przewidział jak zareaguję, ponieważ zmienił się ton wypowiedzi nagranej na kasecie. Teraz brzmiała karcąco. Nie zawarł jednak w niej odpowiedzi na moje protesty.

    - Kiedy drzwi zamkną się za tobą - próba rozpocznie się. Kiedy jednak dotkniesz klamki, stracisz krew. Niewiele, ale wystarczająco, by wykonać pierwszy krok ku wolności. Jesteś gotowa na wejście do pokoju? - Miałam ochotę go zdzielić za te głupie pytania, niestety, najwyraźniej nie miał odwagi powiedzieć mi tych wszystkich rzeczy osobiście, więc nie miałam jak go uderzyć. No szkoda.

    Z pewną obawą nacisnęłam klamkę u drzwi. Otworzyły się bez problemu. Na zewnątrz było ciemno, jedynie lampy przymocowane do ścian zdobiły korytarz złotymi smugami. Wyszłam z pokoju, rozglądając się. Dalej, po prawej, były drzwi po obu stronach. Naprzeciwko mnie też się takowe znajdowały. Po środku umieszczone były schody z pięknie rzeźbionymi poręczami. Zeszłam po nich, starając się nie robić hałasu. Moim oczom ukazał się niewielki hol, którego główną atrakcją były wielkie drzwi zamknięte na dziesięć kłódek. Widząc te zabezpieczenia opadła mi szczęka. Jejku, naprawdę nie będzie łatwo się stąd wydostać, pomyślałam. Naprzeciw nich stał mały stolik z telefonem, a nad nim wisiało lustro. Za schodami ukryła się szafka na buty. Kuchnia była pierwszym napotkanym na mojej drodze pomieszczeniem. Rozpoznałam ją bez problemu. Na środku drzwi była przymocowana skrzynka. Wyleciał z niej jakiś świstek papieru. Wzięłam go w ręce, ale nie zdążyłam przeczytać. Aż podskoczyłam, gdy znikąd usłyszałam głos Lalkarza.

    - Musisz znaleźć w pokoju przedmioty, które wymienię - powiedział bez zbędnych wstępów. - Masz na to ograniczony czas. Jeśli zrobisz to, nim timer wskaże zero - nagroda jest twoja. Na marginesie, obejrzyj nagrodę. Zostawiłem kilka wynalazków, które ci pomogą. Jeżeli się skończą możesz kupić nowe w automacie. Dobrze, Anabeth, gra się rozpoczęła!

    Przebiegłam wzrokiem kartkę. Była to lista rzeczy, które musiałam znaleźć. Szynka, klepsydra, ciasto. Nic szczególnego. Nie chcąc tracić czasu, nacisnęłam klamkę. W tym momencie moją dłoń przeszył straszny ból. Natychmiast oderwałam rękę od uchwytu. Była przecięta krwawą smugą. Sprawdziły się słowa Lalkarza. Krew za wolność. Drzwi się otworzyły, timer zaczął tykać - nie było co się rozwodzić nad raną. Zacisnęłam zranioną dłoń w pięść i weszłam do kuchni, a zaraz za mną zatrzasnęły się drzwi. Pomieszczenie było dość skromnie urządzone. Z lewej strony stała kuchenka i szafki z szufladami. Nad nią zamontowano okap, z którego zwieszały się drewniane łyżki i chochla. Natychmiast po nią sięgnęłam, ponieważ widniała na mojej liście. Gdy tylko jej dotknęłam, rozpłynęła się w powietrzu, tak jak tamte pióra, z kartki również zniknęła. Ten dom ciągle mnie zaskakiwał. Na ramie obrazu wiszącego na ścianie dostrzegłam kawałek sera, którego również miałam szukać. Gdy tylko moje dłonie się z nim zetknęły, wyparował. Tak samo stało się z kawałkiem szynki, znalezionym w piekarniku oraz z klepsydrą stojącą na stole. Na meblościance wypatrzyłam nuty, natomiast w lodówce ciasto. Nim się obejrzałam, lista była pusta, a drzwi się otworzyły. Bez zwłoki wyszłam z pomieszczenia, zaś z skrzynki, która wydała listę, wysypały się żetony, pióra i zastrzyki. Potem laser, którego przeznaczenia nie potrafiłam się doszukać. Na sam koniec wypadł także puzzel. Złapałam wszystko w ręce, nie zważając na ból dłoni.

    - Nieźle, Anabeth, robisz postępy! - usłyszałam, jakby ze ścian. - Tak, zdaje się, że znalazłaś kawałek pierwszego puzzla. To podpowiedź: zbierz całą układankę, a dowiesz się, gdzie schowany jest jeden z kluczy od domu. Zbierz wszystkie klucze, a odzyskasz wolność. To proste.

    Nagle pióra, które trzymałam w dłoniach (tego się nie spodziewacie) wyparowały. Dziwiłam się, że nie zrobiły tego wcześniej. Wróciłam do swojego pokoju, aby odłożyć żetony, zastrzyki, laser i puzzel do skrzyni. Gdy tylko otworzyłam drzwi, akwarium ze stanem moich punktów wolności zrobiło się całkiem zielone. Potem cały poziom wody opadł, a na biurku pojawiły się dwa złote żetony.

    - Co? - tylko tyle zdołałam wydukać. Znów usłyszałam głos Lalkarza.

    - Gratulacje. Udało ci się przejść na drugi poziom wolności. Daję ci dostęp do nowego pokoju - salonu. O najważniejszych rzeczach już ci opowiedziałem. Pozostałych musisz dowiedzieć się od innych mieszkańców domu. Do zobaczenia wkrótce, Anabeth.

    - Pa, pa, nie będę tęsknić - sarknęłam. Chciałam jak najszybciej kogoś tu poznać, więc nie zostałam w pokoju ani chwili dłużej. Będzie jeszcze czas, aby go dogłębnie zbadać. Zbiegłam po schodach. Miałam wyjątkowo dobry humor, aż sama się dziwiłam. Obok drzwi do kuchni wpadłam na młodą dziewczynę z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Ni to smutek, ni to żal, ni to zamyślenie.

    - Witaj, mam na imię Jenny - przywitała się, posyłając mi nikły uśmiech. - Ty jesteś Anabeth, tak?

    - Tak. Miło mi cię poznać - powiedziałam. Uśmiechnęłam się, próbując przesłać jej choć odrobinę mojej dobrej energii.

    - Słyszałam Lalkarza. Nowi zawsze na początku przechodzą przez kuchnię, a ja spędzam tutaj większość czasu, więc jako pierwsza ich poznaję - wytłumaczyła. - Pewnie jesteś głodna? - Na jej słowa zaburczało mi w brzuchu.

    - Tak. Od rana nic nie jadłam. Mogłabyś...? - zaczęłam, a Jenny nie pozwoliła mi dokończyć.

    - Chętnie bym ci coś przygotowała, ale zgubiłam gdzieś moździerz i wałek - wyjaśniła, zakłopotana. - Poszukałabyś ich w salonie? Są tam z pewnością.

    - Jasne, nie ma problemu. - Zawahałam się chwilkę. - Właściwie jest jeden, malutki. - Wskazałam na moją zranioną dłoń. Dziewczyna od razu zrozumiała o co mi chodzi.

    - Twoja ręka, tak? Będziesz miała takie rany bardzo często. Przed przejściem każdej próby. Chodź, zabandażuję ci ją. - Pociągnęła mnie za ramię do kuchni. Zdziwiłam się, że można sobie chodzić po pokojach, ot tak, bez listy rzeczy do znalezienia i limitu czasowego. Podczas, gdy ona przemywała mi dłoń wodą utlenioną, ja zapytałam o to, co chodziło mi po głowie.

    - Można wchodzić do pokojów, nie przechodząc prób. To całkiem proste. Aby przejść próbę należy pokręcić gałką przy skrzynce na drzwiach. Wtedy wysuwa się kartka z listą rzeczy, które trzeba znaleźć. Jeśli nie chce się tego robić, wystarczy po prostu nacisnąć klamkę - wyjaśniła. Pokiwałam głową.

    - Czy ktoś może wejść do pomieszczenia kiedy przechodzimy próbę? - zapytałam.

    - Nie. Wtedy drzwi są zamknięte. I analogicznie, nie można przechodzić prób kiedy ktoś jest w pomieszczeniu. No, gotowe - oznajmiła, zawiązując supełek na bandażu. - Teraz tą ręką nie będziesz mogła dotknąć klamki w salonie, jeśli byś chciała przejść próbę.

    - Nie, z pewnością tego nie chcę. - Pokręciłam energicznie głową. Jenny uśmiechnęła się naprawdę szczerze.

    - Rozumiem. To ja tutaj przygotuję wszystko, a tu idź po moździerz i wałek, dobrze? Salon jest na końcu korytarza, tuż obok drugich schodów. - Chciałam zapytać dokąd one prowadzą, ale mnie ubiegła. - Na razie nie możesz wiedzieć.

    Skinęłam głową. Opuściłam kuchnię, zapewniając Jenny, że zaraz wrócę. Zaraz obok były inne drzwi, ale nie zastanawiałam się dokąd one prowadzą. Szybko przemierzyłam korytarz i dopadłam salonu. Zawahałam się chwilę, obawiając się kolejnego zranienia. Odrzuciłam jednak od siebie te nieprzyjemne myśli, nacisnęłam klamkę i po cichu weszłam. Salon był wielki. Na środku znajdowała się kanapa w komplecie z fotelem i dwoma pufami oraz stolik. Z prawej strony płonął ogień w kominku, nad którym wisiał obraz ładnej kobiety w czarnej sukni. Po lewej stał niewielki, okrągły stoliczek z dzbankiem i filiżankami. Obok niego postawiono regał z książkami. Mój wzrok przykuł jednak fortepian, ustawiony tak, aby osoba wchodząca do pokoju widziała pianistę z pół-profilu. Przy instrumencie siedział mężczyzna i grał jedną z najpiękniejszych melodii jakie kiedykolwiek słyszałam. Zamknęłam oczy, rozkoszując się tymi cudownymi dźwiękami. Nawet nie zauważyłam kiedy umilkły.

    - Dzień dobry - usłyszałam rozbawiony ton. Natychmiast otworzyłam oczy, nieco zażenowana.

    - Cześć - zarumieniłam się mimowolnie. - Jestem Anabeth.

    - Gerald. Miło mi - podszedł do mnie i uścisnął moją dłoń. - Nowa? - Pokiwałam głową. Otrząsnęłam się już z pierwszego szoku i odzyskałam zwyczajny animusz.

    - Przyszłam po wałek i moździerz. Widziałeś tutaj może coś takiego? - zapytałam, odrobinkę wyniośle. Bez słowa wskazał na stolik przy kominku. Istotnie, leżały tam te przedmioty przykryte książkami. Wzięłam to, po co przyszłam i ruszyłam do wyjścia. - Dziękuję - powiedziałam na odchodnym. - Miło było cię poznać.

    - Mi również.

    Odwracając się, zostałam uderzona drzwiami, które właśnie ktoś otworzył.

    - Auu - jęknęłam, łapiąc się za krwawiący nos i wypuszczając przy tym moździerz i wałek. Mężczyzna, który właśnie wszedł wyciągnął chusteczkę i mi ją podał.

    - Przepraszam, to było niechcący - tłumaczył. - Wytrzyj tym krew i usiądź. Ja zaraz coś zaradzę. - Zrobiłam zgodnie z jego poleceniem. - Jak się nazywasz? Jesteś nowa?

    - Jestem Anabeth. Tak, jestem nowa. - Westchnęłam. Który raz się już dzisiaj przedstawiałam?

    - Witaj, ja jestem Jim. Jim Firewood. Trochę niefortunnie zacząłem znajomość... - Nie odpowiedziałam. Nie chciałam być niegrzeczna. - Dobrze, zatamowałem krew. Możesz już iść - oznajmił. Zabrzmiało to trochę jakby mnie wyganiał, więc chciałam jakoś mu odburknąć, ale zacisnęłam wargi i posłałam mu sztuczny uśmiech. Podniosłam z podłogi ten nieszczęsny moździerz i wałek. Wychodząc, napotkałam jeszcze wieloznaczne spojrzenie Geralda. Trzeba przyznać, że opuściłam ten pokój z pewną ulgą. Wpadłam do kuchni i klapnęłam na krześle. Jenny kroiła sałatę. Podziękowała mi za naczynia, po czym zabrała się za pichcenie śniadania.

    - Poznałam Geralda i Jima - powiedziałam, sprawdzając czy mój nos jest cały.

    - I jak?

    - Gerald jest nawet w porządku. Powiedział mi gdzie jest wałek i moździerz. Natomiast Jim rozkwasił mi nos. - Jenny roześmiała się i odwróciła w moją stronę.

    - Naprawdę? On zwykle naprawia ludziom nosy, a nie je uszkadza.

    - Uderzył mnie drzwiami - jęknęłam.

    - Na pewnie nie umyślnie. Poza tym, poczekaj aż poznasz Jacka. Z niego to dopiero ziółko - zachichotała. Cieszyłam się, że nie była już taka ponura i zamyślona jak na początku. Postawiła przede mną sałatkę. - No, gotowe. Smacznego. Przygotowuję tych sałatek więcej, ale kiedy tylko się odwracam znikają, by trafić do automatów w pokojach. Trzeba je wtedy kupować za żetony. Pojęcia nie mam czemu tak się dzieje.

    Jadłam jej sałatkę z apetytem. Zapewniłam ją, że jest wyborna, po czym rozmawiałyśmy o moim dawnym życiu.

    - Wiesz, w sumie to, że tutaj trafiłam może być ciekawą przygodą. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. To znaczy, mam nadzieję, że nie umrę, a przynajmniej nie tak prędko. Moje życie dotychczas nie było jakieś specjalnie fajne. Kiedyś moi rodzice byli bardzo kochający i w ogóle. Mieliśmy piękny dom na obrzeżach miasta. Ojciec prowadził firmę. Sprzedawał okna. Mogło by się wydawać, że to niezbyt dochodowe zajęcie, ale tata prowadził interesy za granicą. Musisz wiedzieć, że on nie był do końca uczciwy. Nie miał porachunków z mafią, ale, rozumiesz, nielegalnie. Mieliśmy z tego bardzo dużo kasy, więc nikt nie protestował. Ale w końcu jego dobra passa się skończyła i pewnego dnia do naszych drzwi zapukała skarbówka, puszczając z torbami. Poszedł do więzienia. Bardzo nam go brakowało. Mama zatrudniła się w salonie fryzjerskim, żeby zarobić choć trochę. Ja pracowałam dorywczo jako kelnerka, ale i tak musieliśmy sprzedać nasz dom na rzecz małego mieszkania. Później mama zaczęła pić. Ja opuściłam się w nauce i... Żyliśmy jak najgorsza patologiczna rodzina; ojciec w więzieniu, matka pijaczka i niedouczone dzieci wpadające w konflikty z rówieśnikami. Dość, że nie zaczęłam ćpać. Kiedy było już naprawdę źle, obudziłam się tutaj. Co jak co, ale chyba już nie może być gorzej, niż tam, nie? Przynajmniej nie muszę się obawiać o wyżywienie. Mam też dostęp do książek, a musisz wiedzieć, że kiedyś bardzo lubiłam czytać. Tak więc, nie ma wiele rzeczy, dla których chciałabym uciec. Poza tym, wciąż do mnie nie dotarło, że zostałam pozbawiona wolności. Traktuję to jako jakiś żart, rozumiesz? Zaraz na pewno się obudzę, nie? - dokończyłam z goryczą w głosie.

    Jenny wpatrywała się we mnie nieodgadnionym wzrokiem. Nie wiedziałam o czym teraz myśli, a bardzo chciałabym, żeby jakoś skomentowała mój monolog. Pewnie myślała, że jestem jakaś psychicznie chora.

    - Ale to nie sen, Any, to nie jest sen... - powiedziała cicho. Zrobiło mi się miło, że tak ładnie zdrobniła moje imię. Nikt tak do mnie nigdy nie powiedział. Milczałyśmy przez chwilę. W końcu Jenny zmieniła temat. - Mam coś dla ciebie. Znalazłam to jak ostatnio robiłam porządki w kuchni. Mi się właściwie nie przyda, ale może tobie.
   
    Wstała i podeszła do szafki. Otworzyła drzwiczki tak, że nie mogłam dostrzec co stamtąd wyciąga. Po chwili na stole leżał gruby zeszyt w twardej, brązowej oprawie. Był już znacznie zniszczony, ale nie rozpadał się w dłoniach. Na pierwszej stronie miał wykaligrafowany napis Pamiętnik. Dalej jednak był czysty. Jenny uśmiechnęła się do mnie znacząco.

    - Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech. - Ale nie mam czym pisać...

    - Och, to nie problem. Jim z pewnością ma jakieś pióro na zbyciu.

    Nie uśmiechało mi się ponowne spotkanie z nim, ale postanowiłam zaryzykować. Pomyślałam, że warto zapisywać mające miejsce wydarzenia. Wyszłam z kuchni i udałam się ponownie do salonu. Jim siedział na fotelu pochylony nad książką. Nawet nie zauważył mojego przybycia. Musiałam chrząknąć, żeby na mnie spojrzał. Zapytałam czy ma coś do pisania.

    - Mam, mam, oczywiście - powiedział nieco zakłopotany. Oparłam się o framugę i założyłam ręce na piersi. - A co chcesz pisać?

    - Pamiętnik - ucięłam. Nie miałam ochoty wdawać się z nim w rozmowy. Chyba zrozumiał moją niechęć, bo nie zadawał więcej pytań. Kiedy on szukał pióra na regale, mój wzrok powędrował w stronę kominka. Na gzymsie dostrzegłam śliczną, niewielką figurkę baleriny z brązu. Podeszłam do niej oczarowana i wzięłam w dłonie. Miała w sobie jakieś wewnętrzne piękno, niedostrzegalne na pierwszy rzut oka. Płynność i gracja z jaką wykonywała obrót sprawiły, że nie mogłam oderwać od niej wzroku.

    - Mogę to wziąć i pokazać Jenny? - spytałam odwróconego tyłem Firewooda. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja podniosłam figurkę wyżej, by mógł ją dostrzec.

    - Jasne, jasne. Możesz nawet zabrać ją do swojego pokoju. Mi nie jest potrzebna. - Podszedł do mnie i podał znalezione właśnie pióro. - Powodzenia w pisaniu.

    - Nie trzeba - odparłam zimno i wyszłam, trzymając w jednej ręce pióro, a w drugiej balerinę. Jim wydawał mi się okropny. Niby taki sympatyczny i pomocny, ale jednak fałszywy. Nie miałam na to dowodów, ale zazwyczaj ufałam swoim przeczuciom, a teraz bynajmniej nie zamierzałam robić wyjątków. Zamiast wrócić do kuchni i pokazać Jenny znalezisko, skręciłam w lewo, w stronę holu, a potem poszłam po schodach na piętro. Nagle zastanowiło mnie co też kryje się za pozostałymi drzwiami na korytarzu. Zdziwiłam się, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Podeszłam do pomieszczenia naprzeciwko mojego pokoju i zapukałam delikatnie. Nikt nie odpowiedział, więc zapukałam trochę mocniej. Po kolejnym braku odzewu, ostrożnie nacisnęłam klamkę, a drzwi bez problemu ustąpiły. Pokój był jakby lustrzanym odbiciem mojego - wszystko było identyczne. Panował tu wielki porządek, co pozwalało mniemać, że osoba tu mieszkająca jest czyścioszkiem. Nigdzie jednak nie znalazłam śladów, które by pomogły mi stwierdzić kogo to sypialnia. Nie chciałam grzebać w czyichś rzeczach, więc po cichutku opuściłam pomieszczenie. Postanowiłam zapytać Jenny. Zapukałam do następnych drzwi, umiejscowionych w drugiej części korytarza, po tej samej stronie co moje. Tym razem nie musiałam pukać dwukrotnie, bo zaraz usłyszałam odrobinę zaskoczone:

    - Kto tam?

    - Anabeth.

    - Anabeth? - Teraz głos był jeszcze bardziej zdziwiony. Usłyszałam przez drzwi, że lokator wstaje gwałtownie z łóżka.

    - Tak, Anabeth - potwierdziłam, trochę już znudzona. Drzwi się otworzyły, a za nimi stał Gerald.

    - O co chodzi? - zapytał. A tak sobie przyszłam przeszukać twój pokój, ale jesteś w nim, więc już sobie pójdę.

    - Przyszłam - odpowiedziałam lakonicznie. Zaśmiał się delikatnie i odsunął się, bym mogła wejść. Jego pokój również wyglądał identycznie do mojego, ale tutaj przynajmniej było widać, że ktoś go zamieszkuje. Na ścianach wisiały obrazy, a przy łóżku leżały spodnie. Zauważyłam kątem oka, że Gerald mi się przygląda. Nie chciałam go kłopotać, komentując. Dostrzegłam, że na łóżku leży niewielki notesik. Gerald podążył za moim wzrokiem i szybko podszedł do łózka, chwycił notes, by go schować do kufra. Zmrużyłam oczy. Co też takiego tajnego jest tam zapisane?

    - Nie usiądziesz? - usłyszałam.

    - Nie, w sumie, to nie. Już wychodzę. - Rzuciłam mu znaczące spojrzenie i uśmiechnęłam się flirciarsko. - Do zobaczenia.

    - Do zobaczenia - odpowiedział. Widziałam jak na mnie patrzy. Wyszłam z pokoju i, upewniwszy się, że tego nie usłyszy, zachichotałam. Rozbawiona wbiegłam do swojego pokoju, zapominając o ostatnich drzwiach. Rzuciłam się na łóżko i natychmiast zaczęłam pisać.

7 komentarzy:

  1. Anabeth jest całkiem miła i fajna, ale na razie nie potrafię jej rozszyfrować, znaczy jej zachowania. Ciekawy pomysł z pisaniem tego pamiętnika. Z tych wszystkich nowy postaci najbardziej zainteresowała mnie Jenny.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... Nie wiem co sądzić o tym tekście. Wiesz, że Cię uwielbiam prawda? Ale muszę to powiedzieć: zmień narrację, bo z perspektywy pierwszej osoby CI to nie wychodzi. Prolog był nie za długi i nie rzucało się to tak w oczy...sama nie wiem co się rzuca w oczy, ale jest coś co mnie drażniło podczas czytania. Nie mówię, że jest źle, bo tak nie jest.
    Po prostu wydaje mi się, że lepiej by było jakby opowiadanie miało "wszystkowiedzącego" narratora.
    Mam nadzieję, że Cię ten komentarz tylko dał Ci jakąś wskazówkę.
    Pisz dalej i się nie zrażaj czasem.

    Pozdrawiam.

    I zgadzam się z poprzedniczką. Anabeth wydaje się być całkiem spoko. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za za komentarz. Bardzo mnie cieszą komentarze, w których czytelnicy wyrażają swoją szczerą opinię, niezależnie czy jest pozytywna czy nie. Narrację zmienię, też mi się wydaje, że jest dość nietrafiona. A co cię drażniło nie wiem, może mój styl pisania? ;P Nad stylem pracuję, ale nie jest łatwo zmienić nawyki takie jak opisywanie większości czynności i kiepskie opisy, chociaż wydaje mi się, że moje teksty są lepsze niż te, np. sprzed miesiąca. Jak to mówią: trening czyni mistrza, czyż nie? ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zobaczyłam reklamę Twojego bloga na reklamownicy - coś wydało mi się znajome. Wchodzę, a tutaj opowiadanie oparte na grze z NK, aż chyba sobie wrócę do tej gry.
    Czytało mi się przyjemnie, chociaż fakt - tutaj narracja pierwszoosobowa nie wygląda za ciekawie.
    Dodaję do obserwowanych i czekam na więcej. ;)


    /wypalona-gwiazda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! Świetny, naprawdę świetny blog! Mam nadzieję wpadać tu częściej! Świetnie piszesz, kobito. Brak mi wręcz słów!
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
    Bardzo proszę o informowanie mnie w spamowniku :)

    bez-wyjscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowicie się zaciekawiłem. Swoją drogą, mi opowiadanie kojarzy się z Piłą 2, ale może po prostu naoglądałem się za dużo horrorów :D

    Nie wychwyciłem żadnych błędów i całkiem przyjemnie się czytało, postaraj się jednak budować trochę dłuższe zdania, a wtedy tekst zyska "melodyjność".

    Zyskałaś nowego czytelnika!

    Kłaniam się, Yamirei.

    (miniyamirei.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylu osobom kojarzy się z Piłą, że chyba obejrzę xD

    A tak w ogóle, cieszę się, że się podoba. Takie komentarze sprawiają, że mam wielką motywację do pisania :)

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałaś? Skomentuj!