wtorek, 1 października 2013

Rozdział II - Gdy sprawy się komplikują...


Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Jak można zauważyć, usunęłam zakładkę o bohaterach, ponieważ uznałam, że jest niepotrzebna, ba, nawet przeszkadza. Kto przeczytał, to trudno, kto nie - mam nadzieję, że odpowiednio przedstawię moje postacie ;)
 ---------------------------------


Nie wiem jak zacząć. Nigdy nie byłam dobra w takich rzeczach. Może powiem po prostu, że... zostałam porwana? Tak, chyba tak. I zamknięta w czyimś domu... No i mogę umrzeć. Paranoja. Może jeśli umrę, to ten pamiętnik stanie się dowodem? Tak, w takim razie warto pisać. Ale nieważne. Zacznę od początku.

Obudziłam się w cudzym pokoju, odsłuchałam kasetę, w której Lalkarz (chyba wypada pisać o nim wielką literą) wyjaśnił mi, że mnie zamknął, bla, bla, bla. Będę musiała narażać życie, et cetera, et cetera. I tak niedługo stąd ucieknę, albo zadzwonię po pomoc. Widziałam w holu telefon. Zabiorę ze sobą Jenny, tak, jej mi bardzo szkoda. Taka młoda, ładna. Mogłaby wieść całkiem spokojne życie, ale jest stracone już na starcie. Ona nawet nie pamięta swojego dzieciństwa. A Jim? Ten to pewnie chciałby tu zostać. Wygląda mi na jakiegoś fanatykaw każdym razie nie polubiłam go. Poza tym, rozwalił mi nos. Co z tego, że potem naprawił? Ech, nie będę się nad nim rozpisywać, bo tylko się niepotrzebnie zdenerwuję. A Gerald? Słyszałam jak gra na fortepianie w salonie i, muszę przyznać, bardzo dobrze mu to wychodziło, skubany. Potem, hm, odwiedziłam go w jego pokoju i zachowywał się całkiem przyjaźnie, ale w nim coś też mi nie pasuję. Nie rozumiem tego domu.


Anabeth skończyła pisać i przez chwilę wpatrywała się w swoje słowa w milczeniu. Dopiero opisanie swoich wrażeń pozwoliło jej poukładać sobie co nieco w głowie. Coraz bardziej uświadamiało sobie, że zagrożenie jest realne, że została zamknięta, że nie może sobie stąd wyjść. Złapała się za głowę i opadła na poduszkę. Wtuliła twarz w ciepły puch. Chciała znów zobaczyć mamę, a nawet ojca. Przypomniało jej się, że zanim jeszcze trafił do więzienia był bardzo miły i uwielbiała spędzać z nim czas. Czuła, że poduszka powoli robi się wilgotna od jej łez. Cały żal i smutek, który powinien pojawić się rano, dopiero teraz szukał ujścia we łzach. Podniosła się powoli i otarła policzki. Pociągnęła nosem, każąc sobie się uspokoić. Podeszła do biurka i wzięła w dłonie baletnicę. Obejrzała ją dokładnie. Wciąż była równie piękna jak przedtem. Wyszła z pokoju, aby pokazać ją Jenny. Poczuła, że znów zaczyna zbierać się jej na płacz. Stanęła jej przed oczami twarz Elizabeth, jej przyjaciółki z przedszkola. Były nierozłączne przez całe dzieciństwo, ale potem poszły do innych podstawówek i tak zakończyła się ta przyjaźń. Pamiętała jak kiedyś poszły razem na jej działkę, na truskawki, ale nikomu o tym nie mówiły i wtedy prawie cała ulica ich szukała. Rodzice Bethy już chcieli dzwonić po policję, kiedy się pojawiły, całe umazane owocami. To był jeden z niewielu razy kiedy dostała lanie od rodziców, ale i tak wspominała to wydarzenie z rozczuleniem. Potarła ramiona, ponieważ nagle zrobiło się jakby chłodniej. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się przed kuchnią. Weszła do środka, cicho zamykając drzwi.


– Płakałaś? – zapytała Jenny. – Masz zaczerwienione oczy – zauważyła, marszcząc brwi.


Anabeth odwróciła się, aby uniknąć jej wzroku. Po chwili poczuła, że ją obejmuje.


– Wszystko będzie dobrze. No już, nie płacz – pocieszała Jenny. Dziewczyna przytuliła się do niej i pociągnęła nosem.


– Pomóż mi się zabić – wyszeptała desperacko. – Pomóż mi, Jenny. Błagam.


– Nie mów tak – odpowiedziała łagodnie. – Poradzimy sobie. Ja tu jestem od... bardzo dawna.


Brunetka otwarła oczy, unosząc wzrok. Chciała powiedzieć swojej, być może, przyjaciółce, że nie jest nią i nie wytrzyma tutaj ani chwili dłużej. Nie chciała jednak ciągnąć tematu. Pokazała Jenny baletnicę z brązu. Dziewczyna wzięła ją w ręce i obejrzała z każdej strony.

– Chyba miałam kiedyś podobną – Zamyśliła się. – Ładna, nie?


– Przepiękna – potwierdziła Anabeth.


Opadła na krzesło i podparła głowę dłońmi. Obserwowała Jenny, oglądającą figurkę. Ogarnęła ją nieopisana senność i po chwili zanurzyła się w ramionach Morfeusza, co przyjęła bardzo radośnie, ponieważ mogła chociaż na moment oderwać się od rzeczywistości. Stała w swoim pokoju i wyglądała przez okno. W pewnym momencie ktoś zasłonił jej oczy od tyłu. Zaśmiała się i odwróciła – zawsze lubiła takie zgadywanie, kto za nią stoi. Ujrzała jakiegoś postawnego mężczyznę, którego nie rozpoznawała Nie zobaczyła jego twarzy, ponieważ zasłaniał ją kaptur. Natychmiast przestała się uśmiechać. Przełknęła ślinę i chciała krzyknąć, aby ją zostawił. Próbowała się wyswobodzić z jego uścisku. Mężczyzna zbliżył dłonie do jej szyi, po czym palce zacisnęły się na jej krtani. Krzyk uwiązł jej w gardle i zaczęła się dusić. Obudziła się, oddychając szybko.


– Wszystko w porządku? – usłyszała głos Jenny. Anabeth przetarła twarz i niepewnie pokiwała głową. Dziewczyna przyjrzała się jej uważnie i powiedziała: – Dusiłaś się. Wyglądałaś na śmiertelnie przerażoną.


– N... nic się nie stało – wydukała. – Naprawdę – dodała, napotykając zmartwiony wzrok. Szatynka westchnęła i usiadła obok niej.


Kto ci się śnił?


– Nie wiem – wyszeptała, usiłując uspokoić oddech. – Chcę o tym zapomnieć.

– Dobrze, rozumiem... Ale wiesz, że jeżeli chcesz... porozmawiać, to ja jestem do dyspozycji.


– Wiem, dziękuję.Przypomniała sobie o jednej rzeczy, o którą chciała zapytać Jenny. Kto mieszka w pokoju naprzeciwko mnie?


– Ja – uśmiechnęła się. Anabeth zrobiło się głupio, że tam wchodziła. – A naprzeciwko Geralda jest pusty pokój – Jenny uprzedziła pytanie, które miało zaraz paść.


A Jim i Jack? Gdzie oni śpią?


– Jim od dawna sypia na kanapie w salonie, a Jack w piwnicy z... – nie dokończyła, najwyraźniej gryząc się w język.


Z kim? – dociekała Anabeth.


Z Sonią... dodała, krzywiąc się lekko. Widać było, że za nią nie przepada. Ale nieważne – ucięła. – Mogę cię o coś prosić? W salonie powinna być następna figurka z kolekcji. Poeta, o ile się nie mylę. Tylko jest jeden problem, ponieważ raczej nie będziesz mogła po nią wejść ot, tak, tylko trzeba będzie przejść próbę powiedziała cicho. Jest mi trochę głupio cię o to prosić, ale zależy mi na tych figurkach, a nie mam kogo innego prosić.


Dlaczego nie pójdziesz sama? – zapytała zaskoczona brunetka. Nie bardzo jej się uśmiechało ponowne pójście do salonu, w dodatku okaleczając się.


– Ja nie mogę przechodzić prób... – odpowiedziała Jenny po krótkim wahaniu.


– Dlaczego? - zdziwiła się Anabeth.


Nie wiem. Moje dłonie nigdy się nie kaleczą gdy dotykam klamek, nigdy nie dostałam listy rzeczy do znalezienia, nigdy nie miałam limitu czasu na przebywanie w pomieszczeniach. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Przez to nie mogę też się stąd wydostać, ponieważ nie dostaję puzzli, a tym samym nie mogę zbierać kluczy. Jestem tutaj cały czas i pomagam innym w dążeniu do wolności, sama się do niej nie przybliżając.


Anabeth słuchała z otwartymi ustami. Zupełnie tego nie rozumiała, ale uwierzyła Jenny.


– Pójdę po tego poetę – oświadczyła stanowczo, aż sama się sobie dziwiła. Mimowolnie dotknęła opatrzonej dłoni, wyobrażając sobie ponowną ranę. – Poczekaj chwilę.

~*~


Ścisnęła w obandażowanej ręce listę z rzeczami do znalezienia i zamknęła oczy, obawiając się bólu. Dotknęła delikatnie klamkę, ale nic się nie stało, więc złapała ją całą dłonią. Cicho jęknęła, ponieważ poczuła, że jej skóra została rozcięta, a z rany zaczyna sączyć się krew. Zacisnęła rękę w pięść. Wzięła haust powietrza, jakby zamierzała nurkować i popchnęła drzwi. Nikogo nie było w pomieszczeniu. Zerknęła na kartkę i rozejrzała się szybko, szukając wzrokiem rękawiczek. Leżały niepozornie na fortepianie. Natychmiast do niego podbiegła i ich dotknęła, sprawiając, że wyparowały. Upewniła się, że na liście też zniknęły i zabrała się do szukania wazy, która, jak się okazało, stała oparta o kanapę. Reszta rzeczy nie sprawiła jej większych problemów, więc uporała się ze znalezieniem wszystkiego w przyzwoitym czasie. Nawet przez chwilę zapomniała o ranie. Szybko wyszła z pokoju, aby odebrać nagrodę. Ze skrzynki na drzwiach wyleciało kilka ciastek i strzykawek oraz puzzel, a na końcu pojawiła się figurka poety z brązu. Zjadła jedno ciastko, które podziałało na nią dziwnie rozgrzewająco. Czyżby były z alkoholem?, wnioskowała. Zaniosła wszystko do swojego pokoju na górze, a potem wróciła do kuchni, stawiając na stole figurkę.


– Znalazłaś! – ucieszyła się Jenny. – Wiesz co? Chyba naprawdę gdzieś je już widziałam...


Anabeth nie chciała zastanawiać się nad jej słowami. Bez słowa pokazała swoją dłoń.


– Ach, tak! – przypomniała sobie dziewczyna. – Twoja ręka. Już się nią zajmuję.


Dziękuję – odpowiedziała cicho. Patrzyła jak Jenny bandażuje jej dłoń i odezwała się. – Gdzie się nauczyłaś opatrywać ludzi?


Życie mnie tego nauczyło – odpowiedziała bez zastanowienia i uniosła wzrok. – Boli? – zapytała, wiążąc supełek.


Co? – speszyła się brunetka, wyrwana z zamyślenia. – Nie, nie boli. – Zamilkła na chwilę, aby znów się odezwać, zmieniając temat. – Co ty tutaj robisz całymi dniami? Nie nudzi ci się?


Czasami tak. Wtedy idę do Jima, albo Geralda, no, ewentualnie Jack'a i Sonii. Rozmawiamy. Można tu jeszcze czytać książki, to bardzo kształcące zajęcie, a biorąc pod uwagę rozmiary tutejszej biblioteki – zajmujące. – Posłała Anabeth pokrzepiający uśmiech. – A co? Nudno ci?


Anabeth przeanalizowała jej słowa. Czytanie niegdyś było jej hobby. Potrafiła całe dnie przesiedzieć na fotelu, bądź na łóżku, z nosem w książce, nie schodząc nawet na posiłki. Mimowolnie uśmiechnęła się na te wspomnienia. Ostatnio miała ogromne zaległości w czytaniu i wypadałoby je nadrobić, a teraz jest ku temu sposobność.


Gdzie jest biblioteka? – zapytała, wstając.


Jenny unikała jej wzroku.


Biblioteka... Nie mogę ci powiedzieć... – wydukała.


Dlaczego? – zdziwiła się nowa lokatorka. Szybko przypomniała sobie układ korytarza na parterze i dodała: – Biblioteka jest na górze, prawda?


Właśnie. Nie możesz tam iść – wyjaśniła Jenny przepraszająco. – Możesz za to poprosić kogoś żeby ci przyniósł książki, albo skorzystać z biblioteczki w salonie – zaproponowała.


Anabeth uśmiechnęła się smutno. Jenny była taka miła, szkoda dziewczyny. Należało jej się jakieś normalne życie, na wolności, a nie zamknięta w domu jakiegoś stukniętego gościa, który każe nazywać się Lalkarzem. Paranoja, stwierdziła i pokręciła głową. Czy ona w ogóle kiedyś była na zewnątrz? Pewnie tak, tylko tego nie pamięta... To nawet gorsze, niż gdyby pamiętała jak tam jest. Wtedy miałaby do czego tęsknić, a tak? Podobnie jest ze zwierzętami w zoo. Te, które się tam rodzą, nie zastanawiają się jakie było by ich życie, gdyby nie zostały schwytane. Natomiast te, które spędziły jakiś czas w naturalnym środowisku są strasznie pokrzywdzone. Zmarszczyła brwi. Czyżby i ją czekał taki los? Nie chciała o tym myśleć. Wyobraziła sobie małego lwa, ledwie narodzonego, który hasa sobie wesoło po łące, a potem przyjeżdża duży samochód, łapią go w siatkę, pakują do auta i wywożą. Małe lwiątko przytula pyszczek do krat i patrzy błagalnie na swych oprawców, ale oni nie zwracają na to uwagi. Czymże jest takie małe, bezbronne zwierzę w obliczu bezwzględnego człowieka? Przełknęła ślinę.


– To może ja pójdę do salonu – powiedziała cicho, przerażona swoimi myślami. – Rozejrzę się i wezmę jakąś książkę, a potem pójdę czytać do swojego pokoju, dobrze?


– Idź, poradzę sobie – zapewniła ją Jenny i odwróciła się do okna, opierając łokcie na parapecie. – Zazwyczaj jestem sama, bo niewiele osób tutaj zagląda, aby pogadać. Przyzwyczaiłam się.

~*~


Na regale nie było wiele książek. Większość z nich miała tytuły raczej naukowe, a takie pozycje jej nie interesowały. Sekrety udanego życia – poradnik jak być szczęśliwym, widniało na jednym woluminie. Ciekawe, pomyślała Anabeth, ale trochę śmieszne, przyznała. Nie ma przecież jednego przepisu na szczęście. Książka miała niecałe dwieście stron, w sam raz na jedno popołudnie. A nuż ją zaciekawi? Może znajdzie w niej jakiś patent na dobre samopoczucie? Po namyśle jednak ją odłożyła – na czarną godzinę, wytłumaczyła sobie w duchu. Jeden tytuł przykuł jej szczególną uwagę: Tajemniczy ogród. Znała tą powieść i nawet próbowała kiedyś przez nią przebrnąć, ale miała wtedy osiem czy dziewięć lat i nie spodobała jej się zbytnio. Teraz postanowiła ją przeczytać; będzie miała zapewne dużo czasu. O ile stąd wcześniej nie ucieknie, co, trzeba przyznać miała w planach. Zdjęła książkę z półki i obejrzała okładkę. Na środku widniała twarz młodej blondynki o śniadej cerze i jasnych oczach o hipnotyzującym spojrzeniu. Przedzierała się przez chaszcze, rozgarniając krzaki dłońmi. Wzrok miała jednak utkwiony w czytelniku. Z boku, na gałęzi siedział drozd i przyglądał się dziewczynie.


– Nie jest to czasem książka dla dzieci?


Anabeth aż podskoczyła ze strachu i gwałtownie się odwróciła, złapawszy się za serce.


– Ładnie to tak podchodzić ludzi z zaskoczenia? – spytała z wyrzutem stojącego za nią Geralda.


– Nie wiedziałem, że się przestraszysz – odpowiedział, uśmiechając się nonszalancko. Oparł się biodrem o jeden z foteli. – Czytasz bajki dla dzieci? – powtórzył pytanie, wskazując brodą na powieść w jej rękach.


– Nawet jeśli, to nic ci do tego – odparła gniewnie. Ruszyła w kierunku drzwi, mijając go.


– Poczekaj – rzucił.


Anabeth się zatrzymała, ale nie odwróciła.


– Co znowu?


– Mam coś dla ciebie.


Obróciła się z bierną ciekawością i czekała na dalsze wyjaśnienia, milcząc. Chłopak wyciągnął ku niej dłoń, na której leżała mała karteczka.


– Co to? – dociekała. Podeszła bliżej i zmrużyła oczy.


– Wiadomość. Dla ciebie – wyjaśnił znudzonym tonem.


– Od kogo? – zdziwiła się dziewczyna. Wzięła do ręki złożony liścik i już chciała ją przeczytać, ale uznała, że nie wypada.


Gerald milczał przez chwilę, zapewne zastanawiając się, czy może udzielić jej informacji. Odchylił głowę do tyłu.


– Od Lalkarza. Chce, żebyś zaniosła ją Jenny. Dziś w nocy. Koniecznie.


– Co proszę? Z jakiej racji ja? I dlaczego ty mi to dajesz, a nie ten cały Lalkarz Jenny osobiście, co? – oburzała się, podnosząc głos. – Taki jest wstydliwy, że potrzebuje pośredników?


Gerald jej nie słuchał. Wyminął ją szybkim krokiem i stanął przy drzwiach. Rzucił jej ostatnie spojrzenie, po czym podkreślił:


– W nocy.


I już go nie było. Anabeth uderzyła pięściami w uda ze złości. Wybiegła z salonu, mając nadzieję, że uda jej się jeszcze go złapać. Rozejrzała się po korytarzu. Właśnie znikał w załomie korytarza z prawej strony.


– Gerald! – krzyknęła.


Nie zwracał na nią uwagi. Podeszła do miejsca, gdzie powinna znajdować się dalsza część korytarza, ale zastała tam tylko drzwi. Nacisnęła klamkę, ale były zamknięte. Zwyzywała go w myślach. Jak udało mu się tak szybko zwiać? Chciała wrzucić tą durną wiadomość do kominka i byłoby po kłopocie. Zamiast tego gniewnie odwróciła się i poszła do kuchni. Już chciała rzucić na stół karteczkę, którą miała dać Jenny, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. W nocy, przypomniała sobie. Jako że była osobą nieco tchórzliwą, uznała, że lepiej zrobić według polecenia, zwłaszcza, że było tak wyraźne. Za nic by się jednak to tego nie przyznała. Zawsze grała twardą.


– Coś nie tak? – zauważyła Jenny. – Wyglądasz na zdenerwowaną.


Anabeth natychmiast się uśmiechnęła uspokajająco.


– Wszystko w porządku. – Ukradkiem schowała kartkę do kieszeni. – Korespondujesz z Lalkarzem? – spytała znienacka.


– Słucham? – Wyglądała na szczerze zdziwioną. – Skądże! – zaprzeczyła gwałtownie, zauważając, że Anabeth przybrała poważną minę. Zmarszczyła brwi. – Skąd takie pytanie?


Brunetka uświadomiła sobie właśnie, że zapomniała powieści z salonu. Niech to szlag.


– Nic, nic. Tak się pytam – odparła obojętnie, machnąwszy ręką. – Zapomniałam książki. Muszę iść – powiedziała jednym tchem i opuściła kuchnię.


Było jej głupio, że oszukała Jenny. Sądziła, że w tym dość krótkim okresie, w jakim się znały, nawiązała się między nimi nić porozumienia i nie chciała tego niszczyć. Miała nadzieję, że może kiedyś zostałyby przyjaciółkami i znalazłyby w sobie oparcie. Czy nie danie, albo właśnie ofiarowanie jej tego listu może to zaprzepaścić? Może jest tam coś takie, że po przeczytaniu tego, Jenny straciłaby do niej zaufanie? Może po prostu to zignorować i wyrzucić go, jakby nigdy nic? Zastanawiała się, czy powinna zobaczyć co jest na tej karteczce. Nie, lepiej nie. Jeśli Jenny uznałaby, że chce jej to pokazać, to sama pokaże. Chyba, że w ogóle go nie dostanie. To jakiś cyrk, pomyślała Anabeth. Czemu po prostu nie da jej tej wiadomości, zanim urośnie do rangi nie wiadomo jakiego problemu? Nie potrafiła sobie jednoznacznie odpowiedzieć. Coś ją powstrzymało. Jakaś nieznana siła. To wszystko przez Geralda, uznała z żalem. Jeszcze nie wiedziała jak bardzo jej przypuszczenia są bliskie prawdy.



wtorek, 24 września 2013

Kilka słów wyjaśnienia

Przepraszam Was, ale nowy rozdział pojawi się za jakiś czas. Nie zapomniałam o blogu, ani nic z tych rzeczy. Jestem teraz zajęta i nie mam za wiele czasu na pisanie. Dwa konkursy, w których muszę wziąć udział + jeden nieobowiązkowy, ale by się przydał, treningi do zawodów, które odbędą się za kilka dni, dwa sprawdziany na karku oraz testy, mające się odbywać dwa razy każdego miesiąca. Do jutra muszę jeszcze przeczytać 400 stron książki i na jej podstawie napisać, hm... list na czwartek. Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie wyrozumiali :)

czwartek, 5 września 2013

Rozdział I - Gdy uważa się, że to sen...

Oto tak przekładany rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że się spodoba. Gerald trochę mi nie wyszedł, noale. Następny rozdział pojawi się w czasie nieokreślonym, ponieważ ostatnio mam ograniczony dostęp do komputera. 

---------------

  - Pierwszą próbę przejdziesz w kuchni. Znajduje się ona na parterze, w prawym skrzydle domu. Ten pokój jest dla ciebie otwarty, dlatego świeci się w nim światło - tłumaczył Lalkarz. - Główna zasada tego domu jest prosta: tracisz życie, aby odzyskać wolność.

    - Że co? - wykrzyknęłam. Lalkarz jakby przewidział jak zareaguję, ponieważ zmienił się ton wypowiedzi nagranej na kasecie. Teraz brzmiała karcąco. Nie zawarł jednak w niej odpowiedzi na moje protesty.

    - Kiedy drzwi zamkną się za tobą - próba rozpocznie się. Kiedy jednak dotkniesz klamki, stracisz krew. Niewiele, ale wystarczająco, by wykonać pierwszy krok ku wolności. Jesteś gotowa na wejście do pokoju? - Miałam ochotę go zdzielić za te głupie pytania, niestety, najwyraźniej nie miał odwagi powiedzieć mi tych wszystkich rzeczy osobiście, więc nie miałam jak go uderzyć. No szkoda.

    Z pewną obawą nacisnęłam klamkę u drzwi. Otworzyły się bez problemu. Na zewnątrz było ciemno, jedynie lampy przymocowane do ścian zdobiły korytarz złotymi smugami. Wyszłam z pokoju, rozglądając się. Dalej, po prawej, były drzwi po obu stronach. Naprzeciwko mnie też się takowe znajdowały. Po środku umieszczone były schody z pięknie rzeźbionymi poręczami. Zeszłam po nich, starając się nie robić hałasu. Moim oczom ukazał się niewielki hol, którego główną atrakcją były wielkie drzwi zamknięte na dziesięć kłódek. Widząc te zabezpieczenia opadła mi szczęka. Jejku, naprawdę nie będzie łatwo się stąd wydostać, pomyślałam. Naprzeciw nich stał mały stolik z telefonem, a nad nim wisiało lustro. Za schodami ukryła się szafka na buty. Kuchnia była pierwszym napotkanym na mojej drodze pomieszczeniem. Rozpoznałam ją bez problemu. Na środku drzwi była przymocowana skrzynka. Wyleciał z niej jakiś świstek papieru. Wzięłam go w ręce, ale nie zdążyłam przeczytać. Aż podskoczyłam, gdy znikąd usłyszałam głos Lalkarza.

    - Musisz znaleźć w pokoju przedmioty, które wymienię - powiedział bez zbędnych wstępów. - Masz na to ograniczony czas. Jeśli zrobisz to, nim timer wskaże zero - nagroda jest twoja. Na marginesie, obejrzyj nagrodę. Zostawiłem kilka wynalazków, które ci pomogą. Jeżeli się skończą możesz kupić nowe w automacie. Dobrze, Anabeth, gra się rozpoczęła!

    Przebiegłam wzrokiem kartkę. Była to lista rzeczy, które musiałam znaleźć. Szynka, klepsydra, ciasto. Nic szczególnego. Nie chcąc tracić czasu, nacisnęłam klamkę. W tym momencie moją dłoń przeszył straszny ból. Natychmiast oderwałam rękę od uchwytu. Była przecięta krwawą smugą. Sprawdziły się słowa Lalkarza. Krew za wolność. Drzwi się otworzyły, timer zaczął tykać - nie było co się rozwodzić nad raną. Zacisnęłam zranioną dłoń w pięść i weszłam do kuchni, a zaraz za mną zatrzasnęły się drzwi. Pomieszczenie było dość skromnie urządzone. Z lewej strony stała kuchenka i szafki z szufladami. Nad nią zamontowano okap, z którego zwieszały się drewniane łyżki i chochla. Natychmiast po nią sięgnęłam, ponieważ widniała na mojej liście. Gdy tylko jej dotknęłam, rozpłynęła się w powietrzu, tak jak tamte pióra, z kartki również zniknęła. Ten dom ciągle mnie zaskakiwał. Na ramie obrazu wiszącego na ścianie dostrzegłam kawałek sera, którego również miałam szukać. Gdy tylko moje dłonie się z nim zetknęły, wyparował. Tak samo stało się z kawałkiem szynki, znalezionym w piekarniku oraz z klepsydrą stojącą na stole. Na meblościance wypatrzyłam nuty, natomiast w lodówce ciasto. Nim się obejrzałam, lista była pusta, a drzwi się otworzyły. Bez zwłoki wyszłam z pomieszczenia, zaś z skrzynki, która wydała listę, wysypały się żetony, pióra i zastrzyki. Potem laser, którego przeznaczenia nie potrafiłam się doszukać. Na sam koniec wypadł także puzzel. Złapałam wszystko w ręce, nie zważając na ból dłoni.

    - Nieźle, Anabeth, robisz postępy! - usłyszałam, jakby ze ścian. - Tak, zdaje się, że znalazłaś kawałek pierwszego puzzla. To podpowiedź: zbierz całą układankę, a dowiesz się, gdzie schowany jest jeden z kluczy od domu. Zbierz wszystkie klucze, a odzyskasz wolność. To proste.

    Nagle pióra, które trzymałam w dłoniach (tego się nie spodziewacie) wyparowały. Dziwiłam się, że nie zrobiły tego wcześniej. Wróciłam do swojego pokoju, aby odłożyć żetony, zastrzyki, laser i puzzel do skrzyni. Gdy tylko otworzyłam drzwi, akwarium ze stanem moich punktów wolności zrobiło się całkiem zielone. Potem cały poziom wody opadł, a na biurku pojawiły się dwa złote żetony.

    - Co? - tylko tyle zdołałam wydukać. Znów usłyszałam głos Lalkarza.

    - Gratulacje. Udało ci się przejść na drugi poziom wolności. Daję ci dostęp do nowego pokoju - salonu. O najważniejszych rzeczach już ci opowiedziałem. Pozostałych musisz dowiedzieć się od innych mieszkańców domu. Do zobaczenia wkrótce, Anabeth.

    - Pa, pa, nie będę tęsknić - sarknęłam. Chciałam jak najszybciej kogoś tu poznać, więc nie zostałam w pokoju ani chwili dłużej. Będzie jeszcze czas, aby go dogłębnie zbadać. Zbiegłam po schodach. Miałam wyjątkowo dobry humor, aż sama się dziwiłam. Obok drzwi do kuchni wpadłam na młodą dziewczynę z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Ni to smutek, ni to żal, ni to zamyślenie.

    - Witaj, mam na imię Jenny - przywitała się, posyłając mi nikły uśmiech. - Ty jesteś Anabeth, tak?

    - Tak. Miło mi cię poznać - powiedziałam. Uśmiechnęłam się, próbując przesłać jej choć odrobinę mojej dobrej energii.

    - Słyszałam Lalkarza. Nowi zawsze na początku przechodzą przez kuchnię, a ja spędzam tutaj większość czasu, więc jako pierwsza ich poznaję - wytłumaczyła. - Pewnie jesteś głodna? - Na jej słowa zaburczało mi w brzuchu.

    - Tak. Od rana nic nie jadłam. Mogłabyś...? - zaczęłam, a Jenny nie pozwoliła mi dokończyć.

    - Chętnie bym ci coś przygotowała, ale zgubiłam gdzieś moździerz i wałek - wyjaśniła, zakłopotana. - Poszukałabyś ich w salonie? Są tam z pewnością.

    - Jasne, nie ma problemu. - Zawahałam się chwilkę. - Właściwie jest jeden, malutki. - Wskazałam na moją zranioną dłoń. Dziewczyna od razu zrozumiała o co mi chodzi.

    - Twoja ręka, tak? Będziesz miała takie rany bardzo często. Przed przejściem każdej próby. Chodź, zabandażuję ci ją. - Pociągnęła mnie za ramię do kuchni. Zdziwiłam się, że można sobie chodzić po pokojach, ot tak, bez listy rzeczy do znalezienia i limitu czasowego. Podczas, gdy ona przemywała mi dłoń wodą utlenioną, ja zapytałam o to, co chodziło mi po głowie.

    - Można wchodzić do pokojów, nie przechodząc prób. To całkiem proste. Aby przejść próbę należy pokręcić gałką przy skrzynce na drzwiach. Wtedy wysuwa się kartka z listą rzeczy, które trzeba znaleźć. Jeśli nie chce się tego robić, wystarczy po prostu nacisnąć klamkę - wyjaśniła. Pokiwałam głową.

    - Czy ktoś może wejść do pomieszczenia kiedy przechodzimy próbę? - zapytałam.

    - Nie. Wtedy drzwi są zamknięte. I analogicznie, nie można przechodzić prób kiedy ktoś jest w pomieszczeniu. No, gotowe - oznajmiła, zawiązując supełek na bandażu. - Teraz tą ręką nie będziesz mogła dotknąć klamki w salonie, jeśli byś chciała przejść próbę.

    - Nie, z pewnością tego nie chcę. - Pokręciłam energicznie głową. Jenny uśmiechnęła się naprawdę szczerze.

    - Rozumiem. To ja tutaj przygotuję wszystko, a tu idź po moździerz i wałek, dobrze? Salon jest na końcu korytarza, tuż obok drugich schodów. - Chciałam zapytać dokąd one prowadzą, ale mnie ubiegła. - Na razie nie możesz wiedzieć.

    Skinęłam głową. Opuściłam kuchnię, zapewniając Jenny, że zaraz wrócę. Zaraz obok były inne drzwi, ale nie zastanawiałam się dokąd one prowadzą. Szybko przemierzyłam korytarz i dopadłam salonu. Zawahałam się chwilę, obawiając się kolejnego zranienia. Odrzuciłam jednak od siebie te nieprzyjemne myśli, nacisnęłam klamkę i po cichu weszłam. Salon był wielki. Na środku znajdowała się kanapa w komplecie z fotelem i dwoma pufami oraz stolik. Z prawej strony płonął ogień w kominku, nad którym wisiał obraz ładnej kobiety w czarnej sukni. Po lewej stał niewielki, okrągły stoliczek z dzbankiem i filiżankami. Obok niego postawiono regał z książkami. Mój wzrok przykuł jednak fortepian, ustawiony tak, aby osoba wchodząca do pokoju widziała pianistę z pół-profilu. Przy instrumencie siedział mężczyzna i grał jedną z najpiękniejszych melodii jakie kiedykolwiek słyszałam. Zamknęłam oczy, rozkoszując się tymi cudownymi dźwiękami. Nawet nie zauważyłam kiedy umilkły.

    - Dzień dobry - usłyszałam rozbawiony ton. Natychmiast otworzyłam oczy, nieco zażenowana.

    - Cześć - zarumieniłam się mimowolnie. - Jestem Anabeth.

    - Gerald. Miło mi - podszedł do mnie i uścisnął moją dłoń. - Nowa? - Pokiwałam głową. Otrząsnęłam się już z pierwszego szoku i odzyskałam zwyczajny animusz.

    - Przyszłam po wałek i moździerz. Widziałeś tutaj może coś takiego? - zapytałam, odrobinkę wyniośle. Bez słowa wskazał na stolik przy kominku. Istotnie, leżały tam te przedmioty przykryte książkami. Wzięłam to, po co przyszłam i ruszyłam do wyjścia. - Dziękuję - powiedziałam na odchodnym. - Miło było cię poznać.

    - Mi również.

    Odwracając się, zostałam uderzona drzwiami, które właśnie ktoś otworzył.

    - Auu - jęknęłam, łapiąc się za krwawiący nos i wypuszczając przy tym moździerz i wałek. Mężczyzna, który właśnie wszedł wyciągnął chusteczkę i mi ją podał.

    - Przepraszam, to było niechcący - tłumaczył. - Wytrzyj tym krew i usiądź. Ja zaraz coś zaradzę. - Zrobiłam zgodnie z jego poleceniem. - Jak się nazywasz? Jesteś nowa?

    - Jestem Anabeth. Tak, jestem nowa. - Westchnęłam. Który raz się już dzisiaj przedstawiałam?

    - Witaj, ja jestem Jim. Jim Firewood. Trochę niefortunnie zacząłem znajomość... - Nie odpowiedziałam. Nie chciałam być niegrzeczna. - Dobrze, zatamowałem krew. Możesz już iść - oznajmił. Zabrzmiało to trochę jakby mnie wyganiał, więc chciałam jakoś mu odburknąć, ale zacisnęłam wargi i posłałam mu sztuczny uśmiech. Podniosłam z podłogi ten nieszczęsny moździerz i wałek. Wychodząc, napotkałam jeszcze wieloznaczne spojrzenie Geralda. Trzeba przyznać, że opuściłam ten pokój z pewną ulgą. Wpadłam do kuchni i klapnęłam na krześle. Jenny kroiła sałatę. Podziękowała mi za naczynia, po czym zabrała się za pichcenie śniadania.

    - Poznałam Geralda i Jima - powiedziałam, sprawdzając czy mój nos jest cały.

    - I jak?

    - Gerald jest nawet w porządku. Powiedział mi gdzie jest wałek i moździerz. Natomiast Jim rozkwasił mi nos. - Jenny roześmiała się i odwróciła w moją stronę.

    - Naprawdę? On zwykle naprawia ludziom nosy, a nie je uszkadza.

    - Uderzył mnie drzwiami - jęknęłam.

    - Na pewnie nie umyślnie. Poza tym, poczekaj aż poznasz Jacka. Z niego to dopiero ziółko - zachichotała. Cieszyłam się, że nie była już taka ponura i zamyślona jak na początku. Postawiła przede mną sałatkę. - No, gotowe. Smacznego. Przygotowuję tych sałatek więcej, ale kiedy tylko się odwracam znikają, by trafić do automatów w pokojach. Trzeba je wtedy kupować za żetony. Pojęcia nie mam czemu tak się dzieje.

    Jadłam jej sałatkę z apetytem. Zapewniłam ją, że jest wyborna, po czym rozmawiałyśmy o moim dawnym życiu.

    - Wiesz, w sumie to, że tutaj trafiłam może być ciekawą przygodą. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. To znaczy, mam nadzieję, że nie umrę, a przynajmniej nie tak prędko. Moje życie dotychczas nie było jakieś specjalnie fajne. Kiedyś moi rodzice byli bardzo kochający i w ogóle. Mieliśmy piękny dom na obrzeżach miasta. Ojciec prowadził firmę. Sprzedawał okna. Mogło by się wydawać, że to niezbyt dochodowe zajęcie, ale tata prowadził interesy za granicą. Musisz wiedzieć, że on nie był do końca uczciwy. Nie miał porachunków z mafią, ale, rozumiesz, nielegalnie. Mieliśmy z tego bardzo dużo kasy, więc nikt nie protestował. Ale w końcu jego dobra passa się skończyła i pewnego dnia do naszych drzwi zapukała skarbówka, puszczając z torbami. Poszedł do więzienia. Bardzo nam go brakowało. Mama zatrudniła się w salonie fryzjerskim, żeby zarobić choć trochę. Ja pracowałam dorywczo jako kelnerka, ale i tak musieliśmy sprzedać nasz dom na rzecz małego mieszkania. Później mama zaczęła pić. Ja opuściłam się w nauce i... Żyliśmy jak najgorsza patologiczna rodzina; ojciec w więzieniu, matka pijaczka i niedouczone dzieci wpadające w konflikty z rówieśnikami. Dość, że nie zaczęłam ćpać. Kiedy było już naprawdę źle, obudziłam się tutaj. Co jak co, ale chyba już nie może być gorzej, niż tam, nie? Przynajmniej nie muszę się obawiać o wyżywienie. Mam też dostęp do książek, a musisz wiedzieć, że kiedyś bardzo lubiłam czytać. Tak więc, nie ma wiele rzeczy, dla których chciałabym uciec. Poza tym, wciąż do mnie nie dotarło, że zostałam pozbawiona wolności. Traktuję to jako jakiś żart, rozumiesz? Zaraz na pewno się obudzę, nie? - dokończyłam z goryczą w głosie.

    Jenny wpatrywała się we mnie nieodgadnionym wzrokiem. Nie wiedziałam o czym teraz myśli, a bardzo chciałabym, żeby jakoś skomentowała mój monolog. Pewnie myślała, że jestem jakaś psychicznie chora.

    - Ale to nie sen, Any, to nie jest sen... - powiedziała cicho. Zrobiło mi się miło, że tak ładnie zdrobniła moje imię. Nikt tak do mnie nigdy nie powiedział. Milczałyśmy przez chwilę. W końcu Jenny zmieniła temat. - Mam coś dla ciebie. Znalazłam to jak ostatnio robiłam porządki w kuchni. Mi się właściwie nie przyda, ale może tobie.
   
    Wstała i podeszła do szafki. Otworzyła drzwiczki tak, że nie mogłam dostrzec co stamtąd wyciąga. Po chwili na stole leżał gruby zeszyt w twardej, brązowej oprawie. Był już znacznie zniszczony, ale nie rozpadał się w dłoniach. Na pierwszej stronie miał wykaligrafowany napis Pamiętnik. Dalej jednak był czysty. Jenny uśmiechnęła się do mnie znacząco.

    - Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech. - Ale nie mam czym pisać...

    - Och, to nie problem. Jim z pewnością ma jakieś pióro na zbyciu.

    Nie uśmiechało mi się ponowne spotkanie z nim, ale postanowiłam zaryzykować. Pomyślałam, że warto zapisywać mające miejsce wydarzenia. Wyszłam z kuchni i udałam się ponownie do salonu. Jim siedział na fotelu pochylony nad książką. Nawet nie zauważył mojego przybycia. Musiałam chrząknąć, żeby na mnie spojrzał. Zapytałam czy ma coś do pisania.

    - Mam, mam, oczywiście - powiedział nieco zakłopotany. Oparłam się o framugę i założyłam ręce na piersi. - A co chcesz pisać?

    - Pamiętnik - ucięłam. Nie miałam ochoty wdawać się z nim w rozmowy. Chyba zrozumiał moją niechęć, bo nie zadawał więcej pytań. Kiedy on szukał pióra na regale, mój wzrok powędrował w stronę kominka. Na gzymsie dostrzegłam śliczną, niewielką figurkę baleriny z brązu. Podeszłam do niej oczarowana i wzięłam w dłonie. Miała w sobie jakieś wewnętrzne piękno, niedostrzegalne na pierwszy rzut oka. Płynność i gracja z jaką wykonywała obrót sprawiły, że nie mogłam oderwać od niej wzroku.

    - Mogę to wziąć i pokazać Jenny? - spytałam odwróconego tyłem Firewooda. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja podniosłam figurkę wyżej, by mógł ją dostrzec.

    - Jasne, jasne. Możesz nawet zabrać ją do swojego pokoju. Mi nie jest potrzebna. - Podszedł do mnie i podał znalezione właśnie pióro. - Powodzenia w pisaniu.

    - Nie trzeba - odparłam zimno i wyszłam, trzymając w jednej ręce pióro, a w drugiej balerinę. Jim wydawał mi się okropny. Niby taki sympatyczny i pomocny, ale jednak fałszywy. Nie miałam na to dowodów, ale zazwyczaj ufałam swoim przeczuciom, a teraz bynajmniej nie zamierzałam robić wyjątków. Zamiast wrócić do kuchni i pokazać Jenny znalezisko, skręciłam w lewo, w stronę holu, a potem poszłam po schodach na piętro. Nagle zastanowiło mnie co też kryje się za pozostałymi drzwiami na korytarzu. Zdziwiłam się, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Podeszłam do pomieszczenia naprzeciwko mojego pokoju i zapukałam delikatnie. Nikt nie odpowiedział, więc zapukałam trochę mocniej. Po kolejnym braku odzewu, ostrożnie nacisnęłam klamkę, a drzwi bez problemu ustąpiły. Pokój był jakby lustrzanym odbiciem mojego - wszystko było identyczne. Panował tu wielki porządek, co pozwalało mniemać, że osoba tu mieszkająca jest czyścioszkiem. Nigdzie jednak nie znalazłam śladów, które by pomogły mi stwierdzić kogo to sypialnia. Nie chciałam grzebać w czyichś rzeczach, więc po cichutku opuściłam pomieszczenie. Postanowiłam zapytać Jenny. Zapukałam do następnych drzwi, umiejscowionych w drugiej części korytarza, po tej samej stronie co moje. Tym razem nie musiałam pukać dwukrotnie, bo zaraz usłyszałam odrobinę zaskoczone:

    - Kto tam?

    - Anabeth.

    - Anabeth? - Teraz głos był jeszcze bardziej zdziwiony. Usłyszałam przez drzwi, że lokator wstaje gwałtownie z łóżka.

    - Tak, Anabeth - potwierdziłam, trochę już znudzona. Drzwi się otworzyły, a za nimi stał Gerald.

    - O co chodzi? - zapytał. A tak sobie przyszłam przeszukać twój pokój, ale jesteś w nim, więc już sobie pójdę.

    - Przyszłam - odpowiedziałam lakonicznie. Zaśmiał się delikatnie i odsunął się, bym mogła wejść. Jego pokój również wyglądał identycznie do mojego, ale tutaj przynajmniej było widać, że ktoś go zamieszkuje. Na ścianach wisiały obrazy, a przy łóżku leżały spodnie. Zauważyłam kątem oka, że Gerald mi się przygląda. Nie chciałam go kłopotać, komentując. Dostrzegłam, że na łóżku leży niewielki notesik. Gerald podążył za moim wzrokiem i szybko podszedł do łózka, chwycił notes, by go schować do kufra. Zmrużyłam oczy. Co też takiego tajnego jest tam zapisane?

    - Nie usiądziesz? - usłyszałam.

    - Nie, w sumie, to nie. Już wychodzę. - Rzuciłam mu znaczące spojrzenie i uśmiechnęłam się flirciarsko. - Do zobaczenia.

    - Do zobaczenia - odpowiedział. Widziałam jak na mnie patrzy. Wyszłam z pokoju i, upewniwszy się, że tego nie usłyszy, zachichotałam. Rozbawiona wbiegłam do swojego pokoju, zapominając o ostatnich drzwiach. Rzuciłam się na łóżko i natychmiast zaczęłam pisać.

poniedziałek, 2 września 2013

Liebster Award

Zostałam nominowana do Liebster Award przez Patrycję Hry. Bardzo serdecznie Ci dziękuję. Była to dla mnie cudowna niespodzianka. 
Pozwolę sobie przypomnieć o co w tym chodzi.

 Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



Pytania zadane przez Patrycję:


1. Czym dla Ciebie jest pisanie?
Pisanie jest dla mnie oderwaniem się od rzeczywistości. Pozwala na przelanie na papier swoich uczuć i pomysłów. Jest w pewnym stopniu taką myślodsiewnią Dumbledore'a.


2. Jaka była najbardziej znienawidzona przez Ciebie lektura szkolna?
Pierwsze co mi przychodzi do głowy to Wspomnienia niebieskiego mundurka Gomulickiego, ale także Tomek w krainie kangurów.
 
3. Ulubione zwierzę?
Rybki. Są takie urocze... Ale niestety nie posiadam.
 
4. Wierzysz w reinkarnację?
Nie. 
 
5. Jak byś określił/a swój styl?
Jeżeli chodzi o ubiór to zmienia się ze sportowego na dziewczęcy, zależnie od nastroju. Natomiast styl pisania to grubsza sprawa i ja nie potrafię go zdefiniować. Przede wszystkich chyba za dużo dialogów i chodzenia na śniadanie, czyli opisywanie takich nieistotnych czynności. No, ale co zrobić?
 
6. Co jest twoją największą słabością?
Uwielbienie do słodyczy i niechęć do sportu? Albo lenistwo.
 
7. Jaka jest twoja wymarzona supermoc?
Niewidzialność.
 
8. Czy jesteś pełnoletni/a?
Jeszcze nie.
 
9. Co sądzisz o homofobii?
Starajmy się wystrzegać uprzedzeń, moi drodzy.
 
10. Grasz w jakieś gry? Jeśli tak, w jakie?
Dom Zagadek na naszej klasie xd
 
11. Czy uważasz, że nominacje jak ta, są potrzebne w blogosferze? 
Jasne! Takie coś jest bardzo miłe i motywuje do pracy.
Moje pytania:
1. Co robisz, aby się zmotywować do pisania?
2. Jak zabijasz nudę?
3. Wierzysz w duchy?
4. Jaka piosenka cię motywuje?
5. Czy jest ktoś, dzięki komu piszesz tego bloga?
6. Jaka była najbardziej żenująca rzecz w twoim życiu?
7. Jakie są twoje ulubione imiona?
8. Oglądasz telewizję?
9. Jaki film wywarł na tobie największe wrażenie?
10. Czytasz regularnie jakieś blogi?
11. Największe marzenie? 

 
Blogi, które nominowałam:
Na razie to wszystko, później jeszcze prawdopodobnie dodam następne blogi; teraz nie mam pomysłu.